Jak założyliśmy pierwszą szkołę Pole Dance?

Cześć! Z tej strony Łukasz i Gosia, założyciele Flow Art Studio. Opowiemy Wam krótką historię o tym, jak odnaleźliśmy wspólną pasję i otworzyliśmy własną szkołę. Dowiesz się jak odwróciliśmy swój świat do góry nogami.
Na początku była Joga
Nie wiedziałem czego szukam, ale wiedziałem, że muszę coś w życiu zmienić. Postanowiłem, że czas się obudzić i zaufałem swojej intuicji. Pierwszym krokiem w kierunku zmiany było zapisanie się na zajęcia jogi. Nie była to w pełni świadoma decyzja, po prostu miałem ochotę na jakiekolwiek zajęcia fizyczne. Pierwsze co zrobiłem, to sprawdziłem ofertę zajęć w pobliskim MOSiRze. Moje największe zainteresowanie wzbudziły zajęcia jogi. Bardzo spodobała mi się ta forma aktywności. Moje ciało zaczęło budzić się do życia. Czytałem mnóstwo książek na temat jogi, poznałem wiele lokalnych szkół i zacząłem praktykować również poza zajęciami. Po pewnym czasie udało mi się zachęcić żonę i zaczęliśmy trenować razem.
Piękno i siła – kalistenika
Z miesiąca na miesiąc moje ciało stawało się coraz bardziej elastyczne. Dzień po dniu zauważałem wyraźne postępy. Pomyślałem wtedy, że potrzebuję czegoś więcej. Brakującym ogniwem była siła. Poznałem kalistenikę, czyli wszechstronny trening siłowy z wykorzystaniem masy własnego ciała. Szybko przekułem zainteresowania w działania i zacząłem intensywnie trenować, wykorzystując wszystko, co stanęło na mojej drodze.
Taniec w powietrzu
To okres w życiu, kiedy dosłownie odleciałem. Trafiłem na pokazy tańca w powietrzu przeglądając YouTube. Przypomniałem sobie, że widziałem już coś podobnego kilka lat wcześniej w jednym z programów rozrywkowych. Pamiętam, że już wtedy zrobiło to na mnie wielkie wrażenie i pomyślałem sobie, dlaczego właściwie ja nie mógłbym tego robić. Uświadomiłem sobie, że to wszystko, co do tej pory zrobiłem, to właśnie część procesu, która doprowadził mnie do tego miejsca. Zdałem sobie sprawę, że to jest odpowiedni moment, aby nadać temu, co robię artystycznego wyrazu.
Jak to zwykle u mnie bywa, od razu przeszedłem do działania. Zakupiłem używaną szarfę na Olx i zacząłem działać. Zebrałem wszelkie możliwe tutoriale na YouTube i wykupiłem dostęp do online’owych na zagranicznych stronach. Moja determinacja była ogromna, nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek tyle serca i energii poświęcił danej dziedzinie. Pierwszych tricków uczyłem się w domu, po pewnym czasie postanowiłem wyjść w plener, zawieszałem sprzęt gdzie tylko się da. Wykorzystywałem drzewa, mosty i wszelkie inne konstrukcje.



Występy, pokazy, eventy…
Pewnego razu, moja żona znalazła dla mnie szkołę tańca na szarfach. Nie mogłem w to uwierzyć! Był to Gdyński Teatr Akrobatyczny. Bez chwili wahania napisałem do nich maila. Nie zapomnę tego uczucia, kiedy po raz pierwszy zobaczyłem halę z wysoko zawieszonymi szarfami. Trenowałem bardzo ambitnie. Instruktorki, widząc moje zaangażowanie, zaproponowały, bym przychodził na treningi, w trakcie których przygotowują się do występów. Był to dla mnie zaszczyt, mogłem dzielić się z nimi pomysłami i nowymi elementami. Po roku treningu, dzięki nim wystąpiłem na scenie!
Na Pole Dance namówiła mnie żona
Pewnego dnia w moim mieście otworzyła się szkoła Pole Dance. Żona namówiła mnie, żebyśmy zapisali się razem. Tak też zrobiliśmy! Ja miałem już wypracowaną formę i niezłe zaplecze, więc bardzo szybko robiłem postępy. Po pół roku treningu zostałem instruktorem. Poczułem, że kolejnym etapem jest przekazywanie mojej wiedzy i umiejętności innym. To niesamowita satysfakcja, gdy dzięki Tobie, ktoś zmienia się na lepsze. Studio, w którym uczyłem, nie było w najlepszej kondycji i po dwóch latach zakończyło swoją działalność. Postanowiłem, że nadal będę kontynuował nauczanie i dostosowałem jedno z pomieszczeń w moim warsztacie. Nasze pierwsze kameralne studio było wyposażone w cztery rurki.
Trenowaliśmy dzielnie i okazało się, że coraz więcej osób chce do nas dołączyć! Robiło się ciasno i brakowało wolnych miejsc. Zacząłem poważnie myśleć o powiększeniu szkoły. Pewnego razu zdarzył się wypadek. Robiąc trudną ewolucję z saltkiem, źle wylądowałem i złamałem duży palec od stopy. Kontuzja uniemożliwiła mi prowadzenie zajęć przez jakiś czas, miałem trochę więcej czasu na przemyślenia i załatwienie zaległych spraw. Zgadnijcie co się stało? Pojechałem naprawić auto, a wróciłem z umową wynajmu lokalu. Tak się składa, że na piętrze warsztatu, w którym serwisowałem auto jest lokal, w którym znajdowało się studio, w którym zostałem instruktorem.



